To miejsce będzie odpowiednie dla mniej wymagających turystów.
NIE POLECAM.
Zacznę od tego, że zarówno europejscy ekspaci, jak i przewodnicy zgodnie zauważają, że Dominikańczycy to raczej leniwy naród. Nie lubią wstawać wcześnie, by wypłynąć w morze i złowić ryby, kraby czy krewetki na stół turysty, który przyjechał na "all inclusive". Ich podejście to: "jakoś to będzie". Tam, gdzie odpowiedzialność jest zbiorowa, a nie indywidualna — często się obijają, byle tylko odbębnić swoje.
Ale jeśli wyjdziecie do miasta i znajdziecie porządne knajpki, gdzie obsługa zależy od napiwków — tam zostaniecie obsłużeni naprawdę dobrze i smacznie. Czytałam w innych opiniach, że dobrze traktują tylko tych, którzy dają napiwki... Ja bym tak nie powiedziała! Obsługa hotelowa jest nienachalna, ale pomocna, gdy się do nich zwrócisz — czasem sami zapytają, czy czegoś nie potrzeba. Nikt nigdy nie sugerował napiwków.
Zakwaterowanie
Pokój: duża wilgotność i słaby standard
Wilgotność powietrza jest bardzo wysoka, przez co cała pościel w pokoju była wilgotna i miała kwaśny, nieprzyjemny zapach. Mój pokój wyglądał na pospiesznie posprzątany – wszystkie lustra były brudne po poprzednich gościach, na powierzchniach leżał kurz, a na podłodze były plamy.
W mini barze – tylko woda w butelkach 1,5l, nic więcej. Ekspres do kawy w ogóle nie działał. A napić się kawy lub herbaty przed 7:00 rano albo po 23:00 było praktycznie niemożliwe – tylko w godzinach otwarcia bufetu lub barów.
Łazienka stara, między płytkami – pleśń, a w całym pomieszczeniu – zapach wilgoci. Klimatyzator wyłączyłam od razu, bo wydmuchiwał nieprzyjemny zapach pleśni. Korzystałam tylko z wentylatora sufitowego.
Warto zabrać ze sobą gniazdka/adaptory amerykańskie i fumigator (środek na komary) – w pokojach jest napięcie 110V, więc europejskie urządzenia, jak suszarki czy podróżne żelazka, czy lokówki, grzeją bardzo słabo.
Wyżywienie
Bardzo słabe!
Niby wszystko, co podstawowe, jest – ale przygotowane byle jak i bez smaku. Nawet zwykły ryż czy makaron potrafią zepsuć. Desery i wypieki wyglądają ładnie, ale smakują... okropnie. A ja naprawdę lubię dobrze zjeść – a tutaj po prostu nie dało się tego jeść.
Mięso zazwyczaj było niedogotowane, niedosolone, czasem z bardzo nieprzyjemnym, intensywnym zapachem. Ryby – najchudsze z możliwych i najczęściej półsurowe. A jeśli trafiło się coś smacznego, to widać było, że celowo odstawiali te dania gdzieś z boku – żeby więcej zostało dla nich samych.
Z serów były tylko dwa rodzaje: biały i pomarańczowy, oba twarde. I praktycznie każdego dnia to samo. Wydaje mi się, że nawet w Turcji czy Egipcie było z tym lepiej.
Personel w restauracjach nie używa rękawiczek – tymi samymi rękami, którymi zbierają brudne talerze, potem przekładają czyste sztućce. Po restauracji latają ptaki, spacerują pawie i koty, które siadają bezpośrednio na stołach.
Zapomnijcie o restauracjach à la carte – jedzenie tam równie niesmaczne, a wybór jeszcze mniejszy niż w głównej restauracji.
Sushi bar? Nie polecam w ogóle. Każdemu dają te same gotowe zestawy: marchewka, ogórek (w całej Dominikanie nie znaleźli awokado?!), twarde, sztuczne paluszki krabowe i imitacja ikry. Czy to możliwe, że w kraju takim jak Dominikana nie ma ani krabów, ani awokado, ani nawet najtańszej, prawdziwej ikry? To już przesada...
A do tego wszystkiego – alkohol tak rozwodniony, że trudno powiedzieć, czy w ogóle tam był.
Obsługa w hotelu
Teren i części wspólne – jedyny prawdziwy plus
To chyba największy (i jedyny) atut tego miejsca – teren hotelu jest naprawdę przepiękny, zadbany, zielony i pełen kwitnącej roślinności. Są wszędzie kosze na śmieci, czytelne oznaczenia, a po alejkach spacerują pawie, kaczki i koty, co dodaje uroku.
Darmowe Wi-Fi działało całkiem dobrze – nawet w pokoju dało się korzystać z komunikatorów, mimo chwilowych przerw.
Na terenie znajdują się też bankomaty i cztery sklepiki, ale niestety z bardzo zawyżonymi (spekulacyjnymi) cenami.
Z dodatkowych usług hotelowych nie korzystałam, ale wydaje mi się, że personel poradziłby sobie z nimi bez problemu – sądząc po ich życzliwości i gotowości do pomocy.
Podczas mojego pobytu przypadały moje urodziny – niestety nikt z obsługi mnie nie pogratulował, nie było żadnych oznak, że hotel to zauważył. Widziałam natomiast, że inni turyści otrzymywali życzenia i dekoracje – personel pomagał im zorganizować małe przyjęcia z balonami i słodkościami.
Prawdopodobnie trzeba było to wcześniej zamówić i zapłacić dodatkowo. Ponieważ wypoczywałam sama, niczego nie zamawiałam. Ale, co ciekawe – w dzień moich urodzin, na kolacji pojawił się duży tort dla wszystkich gości hotelowych. To był miły i nieoczekiwany akcent, który naprawdę mnie zaskoczył. To oczywiście był czysty przypadek i zwykły zbieg okoliczności, ale bardzo interesujący i symboliczny. W pewnym sensie – miłe "mrugnięcie losu".
Plaża
Plaża niestety nie rajska…
Dominikana kojarzy się z rajskimi plażami – ale nie w tym hotelu i nie w tym okresie!
Trafiłam akurat na katastrofę z glonami Sargassum, które tonami wyrzucało na brzeg. Nawet specjalne siatki zatrzymujące nie pomagały – na plaży piętrzyły się góry gnijących glonów wyższe od człowieka, a zapach siarkowodoru był nie do zniesienia!
W wodzie też było ich pełno – kąpiel w morzu była bardzo nieprzyjemna.
Do tego wszystkiego – na plaży kręci się mnóstwo natrętnych sprzedawców wycieczek, warkoczyków i bezużytecznych pamiątek. Ochrona hotelowa przepuszcza ich bez żadnych problemów, zupełnie nie reagując.
Bardzo żałuję, że wybrałam ten hotel. Gdybym kupiła pobyt po stronie karaibskiej, pewnie ominęłyby mnie te glony, a i jedzenie też byłoby lepsze.