Całkowita ocena
Zacznę od początku. Na pierwszy rzut oka hotel wygląda naprawdę bardzo dobrze- jako budynek, czyli powierzchownie, tak jak w ofercie, o reszcie człowiek przekonuje się dopiero na miejscu. Na wstępie przy przydziale pokoi musieliśmy zapłacić 20 $ łapówki, żeby czasem nie dostać pokoju nad dyskoteką. Nie rozumiem dlaczego ktoś narzeka tu na pokój, że niby mało nowoczesne. Moim zdaniem na tle innych rzeczy to pokoje są naprawdę luksusowe, może z wyjątkiem łazienek, bo łazienki nie wyglądają za ciekawie i nie są zbytnio zadbane. Hole również nieciekawe, wykładzina brudna, wytarta, wygląda po prostu ochydnie. Basen w miarę w porządku, poza kilkoma mankamentami, jeśli jest piękny hotel to jest zdecydowanie za mały, a jego ściany zaczynają obrastać glonami, którymi chyba nikt zbytnio się nie przejmuje. Nie rozumiem również dlaczego hotel pozwala na pewne zachowanie, chodzi mi konkretnie o ludzi (o, dziwo nie tylko Polaków) którzy wstają przed śniadaniem i zostawiają ręczniki "rezerwując" tym samym leżaki, czy to na plaży, czy na basenie. Takie ręczniki powinny być moim zdaniem zbierane, bo potem ludzie chodzą i szukają chociaż pół wolnego leżaka, ale miejsc nie ma, bo opalają się ręczniki i koce. Jeśli chodzi o ten mini park wydmy to jest naprawdę w porządku, ale to nie jest tak, że można sobie zjechać, leży się chce, wyznaczone są na to jedynie łącznie 4 godziny dziennie.
Rzeczy z listy all- inclusive też nie ma wszystkich, przykładowo przekąski pomiędzy 10, a 18 przez cały pobyt ani razu ich nie uświadczyliśmy. Skoro wstęp mam już za sobą to najwyższa pora przejść do rzeczy, czyli to tego co sprawia, że daje temu obiektowi jedynie dwie gwiazdki- JEDZENIE, a raczej fakt, że nie ma tu co zjeść. Na śniadanie, czy kolację nie ma z czym zrobić kanapki, bo dostępny jest tylko wyrób seropodobny, który tak samo jak ta a' la szynka nie zawsze dostępny jest w plasterkach, często podany jest w kostce jak do sałatki, a skoro jestem już przy sałatkach to też nie rozumiem dlaczego te niezjadliwą "szynkę" wciskają do tych sałatek. Generalnie jeść nie ma co, do miasta daleko, żeby codziennie się tam żywić, a obiadowy talerz tak samo pusty jak poranny i wieczorny. Jedzenie jest w ogóle bez przypraw, często również niedopieczone, przez co już w ogóle odechciewa się jeść. Jest go również za mało, bo ludzie ustawiają się do tych trzech wózków z jedzeniem w kolejkach takich jakby wyprzedaż w Biedronce była i zanim dotrą do mięsa ryż, czy ziemniaki na talerzu są już dawno zimne. Kolejną bardzo dziwna rzeczą na tej stołówce jest wydzielanie przez kelnera sztućców i serwetek- konkretnie jedna na osobę w trakcie posiłku. Napoje również są tragedią, jedyną dobrą rzeczą w barze jest woda mineralna. Soki smakują jak wygazowane najtańsze napoje, cola jest najgorszą z możliwych podróbek, piwo to tak zwane "siki Weroniki".