Pobyt, który miał być podróżą naszego życia okazał się być najgorszymi wakacjami w naszym życiu (a podróżujemy dużo, zarówno po Europie jaki i Azji i Afryce) - nigdzie nie spotkaliśmy takich warunków.
W czasie naszego pobytu w hotelu Villa Tortuga 3-krotnie zmienialiśmy nasz pokój (4303, 9210, 1205 – stracone 3 dni naszego urlopu), w sumie obejrzeliśmy ponad 10 pokoi a w każdym z nich można było spotkać: smród stęchlizny, wilgoci, robactwo (karaluchy, mrówki, pajączki oraz komary, których ugryzienia są bardzo bolesne, a miejsca po ugryzieniu nie chcą się goić), brak ciepłej wody (w ostatnim pokoju, który zamieszkiwaliśmy mieliśmy ciepłą wodę pod prysznicem w umywalce już nie - z naszego prysznica korzystali nasi znajomi poznani na miejscy w hotelu), grzyb: na ścianach, w klimatyzatorze, na zasłonce pod prysznicem i na uchwycie do słuchawki prysznica, drzwi na balkon, które nie można było otworzyć, a wybita szyba była zasłonięta sklejką, pod oknem pasła się koza, które beczała od 4 rano.
Po deszczy w lobby i na naszym balkonie były mini baseny, o ile na balkonie nie dziwi mnie, że nikt wody nie zebrał do końca naszego wyjazdu ☹, o tyle w lobby wodę po deszczy padającego w nocy nie zebrano do wieczora, czyli do godziny 19. Te mokre płytki to było istne lodowisko, a przejście to była walka o nie przewrócenie się!
Kolejna sprawa to stołówka, gdzie karaluch były wszędzie, na krzesłach, stołach, podłodze obok jedzenia.
Wędliny, sery, masło niby były w lodówce, ale nie włączonej, także po kilku godzinach wyglądały nieciekawie, a później w kolejne dni znowu lądowały na talerze. Kontakt z jedzeniem w stołówce był okupiony 2 dniowymi poważnymi problemami żołądkowymi.
Ze względu na ograniczenie możliwości wrzucania zdjęć dołączał tylko kilka.